Kilka dni temu dr Samuel Jonatan Nowak z UJ napisał: „Płód nie jest człowiekiem, więc who cares? Mogą nawet robić z płodów farsz do pierożków, co za różnica?”.
A w 1729 r. Jonathan Swift zaproponował dla Irlandii nową politykę rodzinną, polegającą na hodowaniu niemowląt z przeznaczeniem na stoły bogatych Anglików i w duchu modnego wówczas utylitaryzmu pisał tak: „młodziutkie i zdrowe, dobrze odżywione roczne dziecko jest smakowitym i nader pożywnym pokarmem, zarówno duszone w jarzynach jak i pieczone, smażone czy gotowane. Osobiście doradzam, aby dzieci kupować jeszcze żywe i przyprawiać świeżo spod noża, jak to się zwykło czynić z prosiętami”.
Doktor Nowak napisał to, co napisał, na własnym koncie Twittera i w rezultacie poniesie teraz konsekwencje służbowe. Swift był ostrożniejszy, bo swoją „Skromną propozycję” opublikował anonimowo.
Co łączy obie te propozycje poza tym, że mimo kulinarnego kontekstu są po prostu niesmaczne, drastyczne i naruszają elementarne uczucia moralne oraz kulturowe tabu?
Na temat „A Modest Proposal” pisze się, że to satyra, doprowadzona do absurdu parabola, której sarkazm miał zwracać uwagę na to, że Irlandia jest ofiarą kanibalizmu społecznego, jakiego dopuszcza się na niej Anglia. A więc cel jak najbardziej szlachetny.
W przypadku wypowiedzi dr. Nowaka mówi się o „kanibalewicy” (tak jakby nikt nie pamiętał słynnego tekstu Levi-Straussa „Wszyscy jesteśmy kanibalami” – swoją kontrowersyjną opinię antropolog uzasadniał tym, że przecież przeszczepy organów, transfuzje krwi, preparaty z hormonów i szczepionki z substancji mózgowej to też kanibalizm, tyle że realizowany inną drogą niż pokarmowa).
Co gorsza, słowa dr Nowaka bierze się absolutnie na serio, tak jakby nie istniały sposoby mówienia „zawieszone” (teoria etiolacji J. Austina), quasi-sądy (Ingardena), akty mowy fikcjonalne (literatura), hipotetyczne (światy możliwe Leibniza), wypowiedzi pośrednie (żarty, ironia), zmediatyzowane (bez referencji), zależne od ram modalnych (Arystoteles) lub kulturowo określonych „gatunków mowy” (A. Wierzbicka), przypuszczenia i tezy zawieszone (jeśli – to) itd. We wszystkich tych przypadkach w żadnym razie nie można stawiać znaku równości między autorem a podmiotem wypowiedzi (narrator, podmiot liryczny, aktor na scenie, naukowiec rozważający różne możliwości, osoba odwołująca się do konwencji kulturowej – przekleństwa żydowskie, „tuzin” amerykańskich afroamerykanów). I właśnie w takich przypadkach intencją osoby formułującej jakąś kontrowersyjną opinię może być prowokacja moralna lub intelektualna – zwrócenie uwagi na ostateczne konsekwencje pewnych ogólnie uznawanych zasad czy praktyk (jak utylitaryzm, racjonalna kalkulacja, postęp medycyny), pokazanie związanych z nimi ograniczeń czy szkodliwości, a nie ich propagowanie.
Nawet jeśli taka ewentualność nie postała w myśli dr Nowaka z UJ, to powinna zaświtać w głowach tych, co go oskarżają, a zwłaszcza tych, którzy będą decydować o jego zawodowych losach. W przeciwnym razie trzeba będzie przyznać rację tym, którzy twierdzą, że polskie uczelnie to hodowla troglodytów, której skutki są widoczne nie tylko w poziomie intelektualnym akademików, ale i w jakości debaty publicznej.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.