Coś dla feministek – mówią czy są mówione?

Książka Weroniki Żybury „Mówią czy są mówione?” prezentuje wyniki badań nad tożsamością zawodową kobiet w polskiej polityce. Obrana metoda analizy dyskursu wypowiedzi prasowych, głównie wywiadów (KAD – krytyczna analiza dyskursu i FKAD – jej odmiana feministyczna) prowadzi autorkę do wniosku, że „polityczki” choć głoszą hasła równości, deklarują ambicje zmiany i są oczywiście za emancypacją kobiet we wszystkich sferach życia, faktycznie pozostają podporządkowane androcentrycznemu językowi, który jednoznacznie określa obowiązującą wizję świata i definiuje role kobiet i mężczyzn.

To zniewolenie przez – skądinąd kwestionowany – porządek rzeczywistości przejawia się na rozmaite sposoby, widoczne w formułowanych przez „polityczki” (zwłaszcza te prawicowo-konserwatywne) wypowiedziach: w przeciwieństwie do mężczyzn czują się zobowiązane usprawiedliwiać swoją obecność w polityce, a więc instrumentalizują same siebie, ponadto uważają za słuszne tłumaczyć, jak godzą role prywatne z działalnością polityczną (czego nie robią mężczyźni), a także podkreślają swoje emocje i typowo „kobiece” cechy takie jak opiekuńczość, wspólnotowość i niechęć do brutalnej konfrontacji, nie widzą też w sobie żadnej charyzmy i zdolności przywódczych, za to chętniej wskazują na pracowitość, umiejętność współpracy i swoje kompetencje. Z kolei „polityczki” lewicowo-liberalne częściej sięgają po strategie adaptacyjne względem patriarchalnego porządku dyskursu: akcentują więc swoje „męskie cechy” takie jak racjonalność, nieustępliwość czy zdolność do konfrontacji. Ale za jaką cenę? Konsekwencją takiej strategii staje się bowiem utrwalenie męskiego wzorca polityka i umocnienie przekonania, że świat polityki nie jest dostępny dla wszystkich kobiet.

Okazuje się zatem, że i w jednym, i w drugim przypadku kobiety aktywne w polityce nie potrafią zaprezentować się jako autonomiczne podmioty zdolne wyrażać swoją tożsamość w suwerennym języku, lecz wypowiadają się korzystając z narzuconego przez patriarchalizm języka, obecnych tam klisz i stereotypów. Tym samym, wbrew własnej retoryce, reprodukują i podtrzymują istniejący porządek rzeczywistości. „Polityczki w prasowym dyskursie medialnym pozostają raczej przedmiotem dyskursywnych oddziaływań niż podmiotem dokonującym ich podważenia i dekonstrukcji. ‚Są mówione’ obecnymi w patriarchalnej narracji słowami, schematami i metaforami. Co więcej, ‚są mówione’ z protekcjonalnym pobłażaniem lub z ‚życzliwym’ zainteresowaniem, jednak nie jako pełnoprawne partnerki politycznej debaty” – pisze Weronika Żybura („Mówią, czy są mówione? W poszukiwaniu tożsamości zawodowych polityczek”, 2024 Collegium Civitas, s. 229).

Przedstawione badania prowadzą zatem do wniosku, który powinien zaniepokoić zwłaszcza feministki, pokazują bowiem, że wbrew ich twierdzeniom coś takiego, jak „tożsamość kobieca” w polityce – nie istnieje, a zatem złudne są oczekiwania jakiejś zdecydowanej zmiany życia politycznego związanej z dopuszczeniem do niej kobiet. Jeśli uogólnić ten wniosek na inne obszary życia publicznego, mogłoby się okazać, że bezcelowe i po prostu bezsensowne są wszelkie apele o parytety także w innych obszarach, bo również tam prawdopodobnie nie uda się skonstruować innej niż tradycyjna „tożsamości kobiecej”, a zatem niezależnie od tego, gdzie i w jakiej liczbie kobiety się znajdą, będą jedynie wchodziły w w stereotypowe role wyznaczone im uprzednio albo też będą obierały obowiązujące w danym polu typowo „męskie” tożsamości.

Co zatem się ostanie z ambitnych programów feministek poza dziwacznymi i pokracznymi feminatywami oraz coraz większą ilością „gwiazdek”? Dokładnie nic.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz